czwartek, 31 grudnia 2015

Żeby nadchodzący nie był gorszy. :))

       Kolejny rok za nami. Było to kilkaset naprawdę niesamowitych dni, przeplatanych chwilami wzlotów i upadków, zaskakujących wydarzeń i realizacji tych naprawdę długo wyczekiwanych planów. I mimo iż nie wszystko poszło zgodnie z moimi wcześniejszymi założeniami i po mojej myśli, to jestem zadowolona, bo tak właściwie nie mam powodów do narzekań. Mogę spokojnie skończyć ten rok słowami, że jestem szczęśliwa i mam nadzieję, że podobnie będzie w tym nowym, zaczynającym się dzisiaj o północy. Powtarzając słowa sprzed trzystu sześćdziesięciu pięciu dni - oby ten nadchodzący rok nie był gorszy. I tak też życzę Wam wszystkim z całego serduszka. ;*
        I w zgodzie z tradycją - małe podsumowanie minionego roku, bo czy jest lepszy czas na jego wykonanie niż ostatni dzień roku. :)

spoglądanie w dal z nadzieją, że nadchodzący rok nie będzie zły. :)

wtorek, 8 grudnia 2015

Hiszpańskie opowieści: Comares - białe miasteczko na wzgórzu.

         Ostatni miesiąc roku zaczął się jak u Hitchcoca - najpierw było trzęsienie ziemi, a napięcie tylko rosło. I rośnie dalej, bo chwilami ciężko jest mi się przystosować do nowej rzeczywistości, ale powtarzam sobie, że to tylko kilka miesięcy i mam szczerą nadzieję, że tak właśnie będzie. Aczkolwiek są pewne sprawy zupełnie niezależne ode mnie (a od pewnego uroczego pana w pewnym ministerstwie), więc pozostaje mi jedynie czekać na rozwój sytuacji. Z powodu jednak tego trzęsienia ziemi (którym jest w moim przypadku znalezienie pracy i to takiej dość mocno absorbującej czas), nieco opuściłam się w aktywności, ale dajcie mi trochę czasu i na pewno nauczę się rozsądniej zarządzać czasem i wyrabiać się ze wszystkim. Na razie głównie pracuję, śpię i czasem jem. ;p A że dzisiaj akurat mam dzień wolny, to szybciutko zabrałam się za nadrabianie zaległości i zabiorę Was na wycieczkę do jednego z andaluzyjskich białych miasteczek - niezwykle malowniczo położonego Comares, które znalazło się na naszej trasie kompletnym przypadkiem. Oczywiście, był to niesamowicie szczęśliwy przypadek, bo miasteczko przypadło nam do gustu szalenie. :)


niedziela, 29 listopada 2015

Hiszpańskie opowieści: Nerja i Balkon Europy. :)

       Przyznam szczerze, że od kilku dni nie mogę się zabrać za napisanie notki o Granadzie. Dodatkowo do wszelkich aktywności zniechęca mnie skutecznie pogoda panująca w Krakowie, bo zrobiło się zimno i wrócił jakże znienawidzony smog, przez który wszyscy się dusimy. Pozostaje czekać na wiatr i deszcz, który ma szanse rozgonić go na kilka dni. W takich chwilach zaczynam żałować, że musieliśmy wrócić z Hiszpanii. Z drugiej strony cieszę się, że tam pojechaliśmy, bo kilka szarych i ponurych miesięcy z Krakowie zdecydowanie łatwiej przeżyć, gdy się człowiek napatrzy na takie piękne widoki i nasyci się słońcem, które tutaj świeci stanowczo za rzadko. Nie przedłużając zbytnio mojego marudzenia, dzisiaj zabiorę Was na Costa del Sol i jego absolutną perełkę - miasteczko Nerja z przepięknym Balkonem Europy. :)


środa, 18 listopada 2015

Hiszpańskie opowieści: Witajcie w Wiosce Smerfów. :)

        Od rana w Krakowie pada deszcz (nie tylko na Brackiej), więc z wielką przyjemnością przenoszę się wspomnieniami do przepięknej Andaluzji, która słynie z uroczo położonych pueblos blancos, czyli białych miasteczek. Szukając przed wyjazdem w internecie informacji na ich temat, natknęłam się gdzieś przypadkiem na pewne wyjątkowe miasteczko - Juzcar. Nie znalazłam go w żadnym drukowanym przewodniku, jaki posiadałam, więc posiłkowałam się jedynie wiadomościami znalezionymi w sieci. Nie było ich zbyt wiele, ale to wystarczyło, żebym zachwyciła się nim i wpisała je na listę miejsc, które koniecznie musimy zobaczyć podczas naszego wyjazdu. Juzcar nie tylko jest wyjątkowo malowniczo położone, ale przede wszystkim kilka lat temu brało udział w promocji filmu o smerfach i zostało praktycznie całkowicie przemalowane na kolor błękitny. Po zakończeniu promocji mieszkańcy miasteczka sprzeciwili się planom powrotu do białych barw ścian i pozostali przy błękitnych, co było marketingowym strzałem w dziesiątkę. Obecnie miasteczko reklamuje się jako Wioska Smerfów (po hiszpańsku El Pueblo Pitufo) i odwiedza je znacznie większa liczba turystów niż w czasach, gdy ściany były śnieżnobiałe. I chociaż dojazd do niego nie jest najprostszy, to koniecznie musieliśmy się tam wybrać. I to był naprawdę niezły pomysł. :)

czwartek, 12 listopada 2015

Hiszpańskie opowieści: instagram mix.

       Powoli staje się to moją małą tradycją, że każdy większy cykl opowieści rozpoczyna się krótkim przeglądem zdjęć z Instagrama. Tym razem nie będzie inaczej, bo uważam, że takie migawki sprawdzają się idealnie w roli wprowadzenia do tematu. A w tym przypadku jest on naprawdę szeroki, bowiem mimo spędzenia w Hiszpanii zaledwie niecałych dziesięciu dni, udało nam się zobaczyć całkiem sporo. Plan wyjazdu mieliśmy dość napięty, bo Andaluzja jest absolutnie fantastyczną i niezwykle zróżnicowaną krainą, gdzie można znaleźć mnóstwo przepięknych miejsc, z których chciałam ujrzeć na własne oczy jak najwięcej. I zgadzam się z napotykanymi w Internecie komentarzami, że kto raz pojechał do Andaluzji, będzie chciał do niej wracać i wracać. My wrócimy tam na pewno, bo wiele jeszcze rzeczy pozostało tam przez nas do odkrycia. A na razie zapraszam na mały przedsmak tego, w czym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. :)

plaża w Tarifie - przed nami już tylko Afryka, widoczna w tle. :)

piątek, 30 października 2015

Jesienne migawki z Częstochowy. :)

        Zbliżający się dzień Wszystkich Świętych praktycznie zawsze spędzam w rodzinnej Częstochowie. Tylko raz zdarzyło mi się do tej pory być w Krakowie, ale to zdecydowanie nie było to samo. Jednak jest to dzień, który powinno spędzać się w gronie rodzinnym i cieszyć się swoją obecnością. Jak chyba każda rodzina, też mamy swoje małe tradycje, których rokrocznie staramy się dotrzymać. W tym roku układ dni jest na tyle sprzyjający, że mogłam do Częstochowy wrócić już wczorajszego wieczora. I korzystając dzisiaj z wolnego dnia i przepięknej pogody, wybrałam się na mały sentymentalny spacer po swojej dzielnicy. Powiem szczerze, że był to zdecydowanie jeden z piękniejszych spacerów, jaki zrobiłam w ostatnim czasie. Tak uroczych widoków dawno nie widziałam. I wiem, że nie jest to nic spektakularnego, żadne magiczne ani znane miejsca, ale uważam, że takie urocze zakątki są równie ważne. I też warto je pokazywać. :)

niedziela, 25 października 2015

Podwodny świat Chorwacji II.

       I stało się. :) Moja pierwsza notka na blogu, którą piszę jako pani magister. To właśnie było to stresujące wydarzenie, którym żyłam większą część października. Na szczęście, wszystko poszło dobrze i wreszcie udało mi się obronić. Nie, żeby ten fakt szczególnie wiele w moim życiu zmieniał, ale to naprawdę fajne uczucie nie musieć się więcej uczyć rzeczy, które dość mało Cię interesują. Przynajmniej na razie, bo mam nadzieję, że w przyszłym roku wznowię swoją edukację, chociaż to jeszcze wybitnie odległe plany. Na razie moją uwagę zaprząta nasz kolejny wyjazd, który nastąpi już za tydzień. Ale zanim o nim, to dzisiaj jeszcze przeniesiemy się do przepięknej Chorwacji. Pierwsza część podwodnych opowieści cieszyła się naprawdę sporą popularnością, także postanowiłam kontynuować ten cykl. Podczas naszego majowego pobytu woda była jednak zdecydowanie chłodniejsza niż we wrześniu, dlatego zdjęcia może nie są jakiejś spektakularnej urody, ale zawsze warto zobaczyć, co znajduje się pod taflą wody. ;)

piątek, 16 października 2015

Jak w bajce - Zamek Moszna. :)

         Połowa października za nami, a najtrudniejsze chwile tego miesiąca jeszcze przede mną. Nadchodzące dwa tygodnie będą niezwykle stresujące, pracowite i zamotane zdecydowanie najbardziej ze wszystkich, jakie do tej pory przeżyłam. Ale o tym ciągle jeszcze cicho sza, liczę po cichutku, że w następnej opowieści będę mogła już wszystko wyjawić, a na razie wolę nie zapeszać. ;) Żeby jednak umilić te długie chwile oczekiwania, tym razem przeniesiemy się do bajkowej scenerii, którą można zobaczyć na własne oczy w niepozornym województwie opolskim. Wracając z Biskupiej Kopy (o której była mowa ostatnio), postanowiliśmy zahaczyć o jeden z piękniejszych zamków w naszym kraju. Mimo iż tak naprawdę jest to pałac, to bardziej przyjęła się nazwa Zamek Moszna i dlatego też tej nomenklatury będę używała w całej opowieści, na którą serdecznie zapraszam. :)

niedziela, 11 października 2015

Jak dobrze nam zdobywać góry: Biskupia Kopa.

       Do boju Polsko! :) Dzisiaj niezwykle ważny wieczór dla naszych piłkarzy, a ja postanowiłam wreszcie nadrobić zaległości i przedstawić kolejną opowieść. Za oknem szumi wiatr, temperatura ledwie wdrapuje się na kilka kresek powyżej zera, więc siedzę już grzecznie pod kocem, z dużym kubasem ciepłej karmelowej herbatki i cofam się myślami do połowy lipca. To właśnie wtedy pierwszy raz pojechaliśmy wspólnie w Sudety i wracając z nich postanowiliśmy zahaczyć o Góry Opawskie, żeby zdobyć ich najwyższy szczyt po polskiej stronie, jakim jest Biskupia Kopa (vel Biskupská Kupa w przepięknym języku czeskim). Był to kolejny szczyt należący do Korony Gór Polski, który pojawił się w naszej kolekcji, będący zarazem najniższym, jaki do tej pory udało nam się zdobyć. Mierzy zaledwie 889 m.n.p.m., aczkolwiek w Koronie jest jeszcze pięć niższych. Je zostawiliśmy sobie jednak na przyszły rok. ;)

czwartek, 1 października 2015

Zielone wzgórza nad Soliną. :)

       I mamy jesień. Pogoda zmienna jak w kalejdoskopie, już zaczyna odbijać się na moim zdrowiu. Dodatkowo tegoroczny październik jest niejako miesiącem przejściowym i do tego pełnym zmian, także zapowiada się naprawdę bardzo intensywnie. A pod względem blogowania zdecydowanie ciekawiej zapowiada się jednak listopad, bowiem za miesiąc o tej porze będziemy się pakować, żeby wyruszyć w kolejną wspólną podróż. Na szczegóły jeszcze przyjdzie czas (chociaż praktycznie cały wyjazd zaplanowaliśmy w dwa dni od momentu zakupu biletów), a na razie zainspirowana komentarzem pod poprzednią opowieścią, zapraszam Was wszystkich nad piękną Solinę. Będzie to nieco wspominkowa notka, bowiem żeglowałam tam cztery i pięć lat temu ze znajomymi ze studiów, a w tym roku wpadliśmy z Tomaszem nad nią, żeby przejść się po zaporze. ;)

piątek, 25 września 2015

Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady: Połonina Caryńska w blasku słońca. :)

        Zaczęła się jesień i zrobiło się brzydko. Mam nadzieję, że to tylko tak na początku będzie wyglądać, bo w przeciwnym razie zapłaczę się w Krakowie z powodu tej wszechogarniającej szarości. Dobrze, że na początku listopada będziemy mieli kilka chwil odpoczynku od jesiennej pogody (o ile gdzie indziej dopisze), ale o tym na razie cicho sza, jeszcze ponad pięć tygodni, więc nie ma co zapeszać. A na razie powracam do początku wakacji, gdy ruszyliśmy w Bieszczady. Opowieść o wschodzie słońca bije wszelkie rekordy popularności, więc najwyższa pora na drugą część naszego porannego spaceru, która swym urokiem wcale nie odbiegała od pierwszej. Sami zobaczcie. :)

środa, 16 września 2015

Chorwacja pod żaglami: Błękitna jaskinia.

           Początek września jak zwykle obfitował w sporo ważnych wydarzeń i niespodziewanych zwrotów akcji, ale wszystko jest już na najlepszej drodze do szczęśliwego zakończenia. Przynajmniej taką mam nadzieję, bo to jednak nigdy nic nie wiadomo. Ale nie ma się co stresować, lepiej zabrać się za przyjemniejsze rzeczy. I dlatego też wracam dzisiaj wspomnieniami do majowego wypadu na Chorwację, gdy przepięknie sobie żeglowaliśmy po niesamowicie uroczym Adriatyku. I pewnego dnia, po śniadanku, wyruszyliśmy z Komizy na Visie, w kierunku wyspy Bisevo, gdzie na wąskich wapiennych brzegach znajduje się jedno z piękniejszych miejsc, w jakim byłam do tej pory - Błękitna Jaskinia. I to do niej dzisiaj Was zapraszam. :)

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Jak dobrze nam zdobywać góry: urodzinowy Kozi Wierch w Tatrach 2291 m.n.p.m. :)

          W piątek był wyjątkowy dzień. A wiadomym jest, że takie dni powinno spędzać się w wyjątkowy sposób. I dlatego też wymyśliłam, że urodziny Tomasza spędzimy na górskich szlakach. Raz, że dawno już w górach nie byliśmy. Dwa, że ładna pogoda miała być. Trzy, że ćwierćwiecze nie zdarza się co roku. Planowaliśmy wejść na Babią Górę Percią Akademików, ale wyczytaliśmy, że do końca września jest zamknięta z powodu remontu szlaku. Po dłuższym zastanowieniu postanowiliśmy, że jeśli już świętować, to z przytupem i pojedziemy w Tatry. Wybór trasy też nie był łatwy, w zbyt wielu miejscach jeszcze nie byliśmy i na zbyt wiele chcielibyśmy wejść. Tomasz chciał się wybrać na Krzyżne, na którym ja już kiedyś byłam, rozważaliśmy też Zawrat, aż wreszcie stanęło na czymś pomiędzy nimi, czyli na Kozim Wierchu. I był to naprawdę bardzo dobry wybór. :)


wtorek, 18 sierpnia 2015

Morawska perełka - piękny Mikulov.

       Ekstremalne upały nareszcie opuściły Kraków. I zrobiły to z przytupem, bo przedwczoraj mieliśmy niesamowite burze i ulewy, które niestety co nieco podtopiły miasto. Dzisiaj dalej utrzymuje się przyjemne dwadzieścia stopni, przez co są to idealne warunki do kolejnej wakacyjnej opowieści. Wracając bowiem z chorwackiej stolicy mieliśmy zaplanowany nocleg na Morawach, tuż za granicą austriacką. Nie mogliśmy w takiej sytuacji przegapić okazji do zwiedzenia przepięknego Mikulova- będącego uroczym miasteczkiem, z charakterystycznym zamkiem górującym nad okolicą.


sobota, 8 sierpnia 2015

Jak dobrze nam zdobywać góry: Tarnica i ciut więcej. ;)

       Rozszalały nam się temperatury, oj rozszalały. W końcu lato pełną gębą. Na szczęście, po pobycie w Zagrzebiu jestem już niemalże uodporniona na upał, aczkolwiek nie było to pierwsze ekstremalne zwiedzanie tych wakacji. Na początku lipca byliśmy w Bieszczadach i oprócz nocnego wędrowania i wschodu słońca na połoninie, wybraliśmy się w ramach Korony Gór Polski na ich najwyższy szczyt. I wbrew pozorom, to dopiero była prawdziwa przeprawa i chwilami droga przez mękę. ;)

Tarnica 1364 m.n.p.m.

niedziela, 26 lipca 2015

Chorwackie opowieści: jeden dzień w Zagrzebiu.

       Kiedy Tomasz zapytał się mnie, czy nie pojechałabym z nim na jeden dzień do Zagrzebia, bo mają tam spotkanie służbowe, długo się nie wahałam. Już wcześniej chciałam, żebyśmy się tam wybrali, ale jednak zawsze woleliśmy jechać prosto nad morze albo już do domu. Stwierdziłam więc, że to pewnie jedyna szansa, żeby móc zobaczyć stolicę Chorwacji z bliska. I to akurat udało się, chociaż nie wszystko poszło tak jak zakładaliśmy przed wyjazdem.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Jak dobrze nam zdobywać góry: Wielka Sowa.

       Nadeszła wiekopomna chwila. Porzuciliśmy nasze piękne Beskidy i Małopolskę, żeby na weekend przenieść się w magiczną krainę Sudetów. Była to nasza pierwsza wspólna wyprawa w te rejony, toteż ustalenie planu wycieczki nie należało do najprostszych zadań. Zdecydowanie zbyt dużo jest tutaj szczytów Korony Gór Polski do zdobycia i innych niesamowitych miejsc do zobaczenia. Kilka ładnych dni spędziłam na ustalaniu trasy wycieczki, bowiem pierwszy raz miałam samodzielnie wybrać, co takiego obejrzymy. Zwykle ustalamy takie rzeczy razem,  dlatego trochę się stresowałam, czy Tomaszowi się spodoba. Nie narzekał zbyt wiele, więc chyba nie było tak źle. ;) Na pierwszy ogień, w sobotni poranek (powiedzmy, że poranek, bo niestety na szlaku stawiliśmy się dopiero o 11) poszły Góry Sowie z ich największym szczytem - Wielką Sową. ;)

wtorek, 7 lipca 2015

Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady na wschód słońca.

      Wakacje rozpoczęliśmy z przytupem. Pogoda zrobiła się przepiękna, więc postanowiliśmy wykorzystać ten fakt i pohasać nieco po górach. A że w okolicy większość już przeszliśmy, trzeba było wymyślić coś dalej. Na szczęście w naszym pięknym kraju gór nie brakuje i szybko podjęliśmy decyzję, że tym razem będą to Bieszczady. Szczególnie, że nie byłam tam nigdy wcześniej. I jakoś tak jak już wymyśliłam kierunek i zaczęłam przeglądać blogi i różne strony internetowe w poszukiwaniu inspiracji co by tutaj dokładnie zobaczyć, zaintrygowały mnie najbardziej wpisy o wschodach słońca podziwianych z połonin. Zapytałam więc Tomasza, co na ten temat sądzi i jakże wielkie było moje zaskoczenie, gdy stwierdził, że to bardzo dobry pomysł. I stanęło na tym, że naszą przygodę z Bieszczadami mieliśmy rozpocząć od wschodu słońca, chociaż niewiele brakowało, żeby jednak ten początek wyglądał zupełnie inaczej. ;)

piątek, 26 czerwca 2015

Magiczne i niepowtarzalne zachody słońca. :)

        Oj, przeleciał mi ten czerwiec w oka mgnieniu, zdominowany głównie różnymi akcjami na uczelni, walką z pracą magisterską (ale wreszcie oddana w całości czeka na ostatnie poprawki,  a i termin obrony został wyznaczony) i pracą. Na podróże i inne aktywności czasu niestety zabrakło, ale będziemy nadrabiać już od przyszłego tygodnia. ;) A dzisiaj postanowiłam wprowadzić na blogu mój własny (i przez to niezwykle subiektywny) przegląd zachodów słońca, do których mam ogromną słabość. Gdziekolwiek jestem, zawsze próbuję się na niego załapać. Oczywiście najbardziej fotogeniczny jest nad wodą różnoraką, stąd też większość zdjęć właśnie z takich miejsc będzie pochodzić. A pomysł na notkę narodził się jako inspiracja z mojego instagrama, gdzie ostatnimi czasy najczęściej pojawia się zachód słońca fotografowany wprost z mojego krakowskiego mieszkania. Okazało się, że całkiem niezły punkt widokowy mamy z okna na piętrze i można czasem złapać bardzo ciekawe ujęcia. Sami zresztą zobaczcie. :)


piątek, 12 czerwca 2015

Chorwacja pod żaglami: niesamowity Adriatyk część 3. :)

       Piękne lato zrobiło nam się w ciągu ostatnich kilku dni. Aż nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy z niego korzystać. Magisterka już prawie gotowa, czekam na ostatnie poprawki i niedługo będzie można ustalać termin tyle wyczekiwanej obrony. ;) A po niej.... tylko nauka i nauka, przerywana oczywiście weekendowymi wędrówkami po górach i innych miejscach, gdzie koniecznie chcemy pojechać. Jednak na razie czeka nas na blogu trzecia i zarazem ostatnia część opowieści o żeglowaniu po Adriatyku. Nie będzie to jednak koniec wspomnień z Chorwacji, bo spędzaliśmy tam czas nie tylko na wodzie. Na lądzie też się działo. ;) Tymczasem wracamy na morze, idealnie pasujące do niezwykle słonecznej pogody panującej za oknem. Aż chciałoby się w nim teraz wykąpać. :)


niedziela, 31 maja 2015

Jak dobrze nam zdobywać góry: Czupel.

       Przyznaję, nie wytrzymałam. Ale już mnie tak ciągnęło w góry, że nie mogłam wytrzymać i dlatego wczoraj zamiast siedzieć dalej w domku nad magisterką, spakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy na krótką wycieczkę w Beskid Mały. Zresztą i tak sobota miała być nieco luźniejszym dniem, bo wieczorem szliśmy na koncert Międzynarodowej Gali Seriali, który w ramach Festiwalu Muzyki Filmowej odbywał się w krakowskiej Arenie. I był to absolutnie fantastyczny koncert, naprawdę usłyszenie na żywo ulubionej muzyki z doskonale znanych seriali jest czymś niesamowitym. Jednak zanim wieczorem było trochę kultury, najpierw rano były góry. Jak zawsze piękne i nieprzewidywalne. :)

czwartek, 21 maja 2015

Chorwacja pod żaglami: niesamowity Adriatyk część 2. :)

        A w Krakowie nie tylko na Brackiej pada deszcz. Od wczoraj całe miasto zasnute jest grubą warstwą szarych chmur, z których co kilka chwil zaczyna siąpić. Dodatkowo dzisiaj temperatura obniżyła się o kilka ładnych stopni i zapowiada się, że weekend będzie dokładnie taki sam. Pierwszy raz od dawna taka informacja mnie bardzo cieszy, bo na najbliższe dni mam tylko jeden plan- pisanie pracy magisterskiej, bo termin jej oddania zbliża się nieubłaganie. A ostatnio doszłam do wniosku, że chciałabym mieć to wreszcie za sobą, więc postanowiłam się ogarnąć i dlatego też przez nadchodzące trzy dni będę siedziała zabunkrowana pod swoim ulubionym kocykiem i pisała  ostatnie dwa rozdziały. Ale zanim zatracę się w fascynujących zagadnieniach prawa wodnego, to jeszcze spędzę kilka przyjemnych chwil na wspomnieniach zdecydowanie sympatyczniejszej wody, jaką jest przepiękne Morze Adriatyckie. :)

sobota, 16 maja 2015

Chorwacja pod żaglami: niesamowity Adriatyk część 1. :)

      Po niesamowitej majówce powrót do rzeczywistości bywa bolesny. Zwłaszcza gdy okazuje się, że zostały trzy tygodnie do oddania pracy magisterskiej, pojawiło się kilka dość niespodziewanych kolokwiów, a wczoraj jeszcze napadł na mnie deszcz, przemoczył mi trampki i rozgrzał mnie do temperatury 38 stopni. Maj w Krakowie naprawdę bywa piękny. ;] Ale w tych trudnych chwilach ciągle towarzyszą mi wspomnienia z początku miesiąca. Dawno nie miałam tak pozytywnych odczuć co do żeglowania, szczególnie po moim ostatnim rejsie, który miał sporo ciężkich chwil. Sztorm na Bałtyku nie należy do rzeczy przyjemnych i po nim nie bardzo miałam ochotę wrócić na jakikolwiek jacht. Trwało to ponad półtora roku, a na powrót zdecydowałam się wyłącznie dlatego, że miałam nadzieję, iż Adriatyk okaże się łaskawszy. I właśnie taki był. Mimo stosunkowo wczesnej pory, pogoda dopisała nam fantastycznie, a przeżycia były absolutnie pozytywne i niepowtarzalne. Sami zobaczcie. :)))


niedziela, 10 maja 2015

Chorwacja pod żaglami: instagram mix.

      Tegoroczny maj zaczął się najpiękniej na świecie. Pojechaliśmy do Chorwacji, żeby przez tydzień żeglować jachtem po Adriatyku. Trochę się martwiliśmy o pogodę, bo jednak początek maja bywa kapryśny, ale szczęście nam sprzyjało. Zero deszczu, mnóstwo słońca i temperatura sięgająca prawie trzydziestu stopni. Do tego lekki wietrzyk, taki w sam raz do przyjemnego żeglowania. Po raz kolejny Chorwacja pokazała nam się od najlepszej strony. Zapewne kiedyś jeszcze tam wrócimy. :)
      A dzisiaj w ramach wprowadzenia do kolejnych chorwackich opowieści zapraszam na kilkanaście migawek, pochodzących głównie z mojego instagrama. Myślę, że będą dobrym materiałem zaostrzającym apetyt przed następnymi notkami. :)

po przyjeździe- w Splicie. :)

piątek, 24 kwietnia 2015

Jak dobrze nam zdobywać góry: Doliną Białego na Kalatówki.

     Piękna wiosna zrobiła się nam w Krakowie, słoneczko pięknie grzeje (chociaż akurat w momencie, gdy piszę te słowa, zrobiła się za oknem wiosenna ulewa), wszystko się zazieleniło, po prostu ślicznie jest. I nawet jakby smog trochę mniejszy. W ramach zatem równowagi powrócę do wyjazdu sprzed zaledwie dwóch tygodni i naszego wspólnego z Tomaszem rozpoczęcia sezonu górskich wędrówek. :) Z racji tego, że pogoda była fantastyczna, Tomasz w piątek po pracy zapakował się w samochód i przyjechał odebrać mnie po zakończonym wyjeździe z uczelni, bowiem planowaliśmy jeszcze jeden dzień spędzić na Podhalu razem. W planach mieliśmy głównie Termy w Białce Tatrzańskiej, ale żal było ograniczyć się jedynie do nich, gdy Tatry kusiły szalenie. Postanowiliśmy rano iść w góry, a po południu odpocząć w Termach. Plan doskonały. :)

piątek, 17 kwietnia 2015

Studenckie wojaże: Dolina Chochołowska.

       Połowa kwietnia za nami, coraz więcej rzeczy mam na głowie, bo na uczelni jest to okres przeróżnych zaliczeń i kolokwiów. A ja ciągle myślami jestem na wyjeździe w Tatry, gdzie dokładnie tydzień temu wyruszyliśmy na spacer Doliną Chochołowską. Taka trasa była rezultatem kompromisu, bo po pierwszym dniu wszyscy byli już dość mocno zmęczeni. I wydawało nam się, że spacer doliną nie będzie trudniejszy od wspinania się. Oczywiście, byliśmy w błędzie. ;)

z bałwankiem w obiektywie kolegi D.J. :)

niedziela, 12 kwietnia 2015

Studenckie wojaże: Hala Gąsienicowa w Tatrach.

       Studia to taki niesamowity czas, gdy po raz pierwszy czujemy się dorośli. Dla mnie był to również czas pierwszych większych wyjazdów, a ponieważ wreszcie się kończy, postanowiłam nieco powspominać. Natchnął mnie do tego ostatni wypad zorganizowany na studiach, gdy w ramach pewnego przedmiotu pojechaliśmy na dwa dni w Tatry. Jak dowiedzieliśmy się od pana busiarza, czwartek był pierwszym pięknym dniem od ponad dwóch tygodni, więc żal było siedzieć cały dzień w budynku i organizatorzy zdecydowali, że wybierzemy się w góry. Trochę się obawiałam, bo całkiem sporo śniegu było na nich widać, a nigdy wcześniej tak nie wędrowałam. Jednak do odważnych świat należy i całą radosną grupą wyruszyliśmy busem do Kuźnic, by tam rozpocząć naszą wycieczkę. :)

niedziela, 29 marca 2015

Włoskie opowieści: Kapryśna Lukka.

         Ostatnio mam wrażenie, że doba powinna mieć czterdzieści osiem godzin, żeby się ze wszystkim na spokojnie wyrobiła, dlatego też zabranie dzisiaj jednej godziny traktuję jako wyjątkową ironię losu. Nie ma jednak co marudzić, zwłaszcza że idą Święta i będzie można w spokoju pochylić się nad magisterką, bo termin oddania kolejnego rozdziału zbliża się nieubłaganie. A tutaj jeszcze trzy miliony rzeczy na uczelni się pojawiły i ten ostatni semestr należy do wybitnie zamotanych, chociaż powinien niby być spokojny. Stąd też wynika mój (a i Tomasza też, bo również siedzi nad swą magisterką) brak czasu na wycieczki i dlatego dzisiaj powrócimy, po raz kolejny, do pięknej Toskanii, która gościła nas w zeszłą Wielkanoc. :)

niedziela, 15 marca 2015

Szlakiem Orlich Gniazd: Zamek Tenczyn.

         Po każdym deszczu zawsze przychodzi słońce, czego idealnym przykładem jest kończący się weekend. W sobotę pogoda była tak fatalna, że nie ruszyliśmy się dalej niż do kuchni, natomiast niedziela przywitała nas przepięknym słońcem, które żal było zmarnować. Mimo iż wstaliśmy dość późno, to zdążyliśmy się w miarę szybko ogarnąć i pojechać na pierwszą prawdziwie wiosenną wycieczkę. I zdecydowanie była to wycieczka bardzo udana, bo wybraliśmy się do leżącego niedaleko Krakowa Rudna, gdzie mieszczą się bardzo malownicze ruiny zamku Tenczyn. I o nim właśnie będzie dzisiejsza opowieść. :)


niedziela, 8 marca 2015

Włoskie opowieści: Jesteśmy w Mediolanie. ;)

          Rozpoczął się marzec, a wraz z nim wiosna, taką mam nadzieję. Przez ostatnich kilkanaście dni sporo się działo, pojawiły się nowe cele i marzenia, a także nowe szanse, które koniecznie trzeba wykorzystać. Generalnie im więcej słońca pojawia się w Krakowie, tym większą motywację mam do działania, a tego najbardziej mi teraz potrzeba. ;) A żeby tego słońca jeszcze więcej było powracamy po raz ostatni do Lombardii, gdzie było go pod dostatkiem. I powracamy w wielkim stylu, bo dzisiaj zapraszam Was do Mediolanu. :)


środa, 18 lutego 2015

Szlakiem Orlich Gniazd: Zamek Ogrodzieniec.

        I stało się. Pierwszy raz w historii bloga wytoczyłam się spod kocyka i ruszyłam gdzieś w śnieżną scenerię naszego pięknego kraju. Brzmi nieco nieprawdopodobnie i w sumie przyznam szczerze, że śniegu żadnego się nie spodziewałam. W Krakowie od kilku dni nie ma już po nim śladu, więc jakoś tak założyliśmy, że pewnie nigdzie go nie ma, poza górami, a tam się ciągle jeszcze nie wybieramy. A że niedziela była pięknym słonecznym dniem, to porzuciliśmy pomysł leżakowania i wyruszyliśmy na spotkanie przygody. Ale zupełnie nie spodziewaliśmy się, że wylądujemy w Podzamczu na Zamku Ogrodzieniec. :)

piątek, 13 lutego 2015

Włoskie opowieści: tyle słońca w całym Bergamo. ;)

       Od dwóch dni w Krakowie widać pierwsze nieśmiałe oznaki wiosny- zrobiło się zdecydowanie cieplej i wreszcie świeci słońce. Przyznam szczerze, że tego brakuje mi najbardziej, dlatego z rozrzewnieniem wspominam Włochy, gdzie słońca mieliśmy pod dostatkiem. ;) Zanim jednak przejdę do tematu, chciałabym podziękować wszystkim, którzy wsparli mnie w konkursie na blog roku. Co prawda, do finałowej dziesiątki nie udało mi się dostać, ale i tak jestem zadowolona, szczególnie że przy okazji usłyszałam sporo miłych opinii o tym co robię. Za wszystkie głosy i dobre słowa pięknie dziękuję i zapraszam do słonecznego Bergamo po raz drugi.  :)


czwartek, 5 lutego 2015

Włoskie opowieści: niedoceniane Bergamo wieczorową porą. :)

       Szalony czas ostatnio jest. Odkąd wróciliśmy z Włoch ciągle coś się dzieje, egzaminy, ważne mecze, które koniecznie trzeba obejrzeć i nieistotne, że kończą się koło piątej rano w poniedziałek (czytaj Super Bowl) i cały zamotany ostatni tydzień. I dodatkowo konkurs na Blog Roku 2014, gdzie się zgłosiłam i mam od dwóch dni fantastyczną zabawę z produkowaniem obrazków zachęcających do głosowania z moimi świnkami w roli głównej (więcej tutaj i tutaj). Przez to wszystko nieco opuściłam się z pisaniem, ale już grzecznie nadrabiam zaległości i zapraszam Was wszystkich dzisiaj do przeuroczego włoskiego Bergamo, będącego najbardziej niedocenianym chyba miastem tego kraju. Większość przylatuje tylko na lotnisko i szybko myk myk do Mediolanu, a w odległości 10-15 minut autobusem mieści się naprawdę fantastyczne miejsce. Polecam zatrzymać się tam chociażby na jeden dzień. Warto. :)


niedziela, 25 stycznia 2015

Włoskie opowieści: migawki z Lombardii. :)

        Patrząc po tym co za oknem jest mi ciężko uwierzyć, że jeszcze dzisiaj rano siedzieliśmy w Mediolanie w pełnym słońcu. Dawno nie miałam tak gwałtownego przeskoku jak kilka godzin temu, gdy wysiedliśmy na płytę krakowskiego lotniska na Balicach. W Bergamo żegnało nas przecudownie błękitne niebo, pełne słońce i kilkanaście stopni na plusie, zaś w Krakowie dostaliśmy prosto w twarz zimnym wiatrem i śniegiem. Na szczęście te ostatnie cztery dni na długo zostaną w mojej pamięci i będą mi ogrzewać te chłodniejsze dni, a Lombardię będziemy wspominać szalenie pozytywnie i z uśmiechem, bo to kolejna piękna włoska kraina. Zapraszam do obejrzenia krótkich migawek z niej będących niejako wprowadzeniem do kolejnych opowieści. :)

Bergamo- widok z fortu Rocca na Citta Alta. :)

czwartek, 15 stycznia 2015

Chorwackie opowieści: malowniczy Šibenik.

       Ostatnio mam wrażenie, że czas płynie szalenie szybko, na nic praktycznie nie mam czasu, magisterka z licencjatem leżą i kwiczą, a ja, mimo to, najchętniej bym leżała w łóżku i czytała książki. I to głównie je obwiniam za taki stan rzeczy, wpadła mi w łapki trylogia Miłoszewskiego o prokuratorze Szackim i pochłaniam ją w tempie jedna książka na dzień. Aż błogosławię moje długie dojazdy do pracy, chwilami aż mi żal, że muszę wysiąść z autobusu. Dzisiaj jednak oderwałam się od ostatniego tomu, żeby napisać kolejną opowieść o Chorwacji, jako przerywnik pomiędzy historiami z Włoch. Następna bowiem notka będzie na pewno dotyczyła Bergamo bądź Mediolanu, gdzie będziemy już dokładnie za tydzień. Na razie jednak wakacyjne wspomnienia z Chorwacji i malowniczo położony Šibenik.  :)


wtorek, 6 stycznia 2015

Włoskie opowieści: niezapomniana Florencja.

       Nowy Rok rozpoczął się wielkim lenistwem, brakiem motywacji do jakiejkolwiek aktywności życiowej i zakupem biletów do Bergamo i Mediolanu, gdzie wylądujemy za nieco ponad dwa tygodnie. ;) W ten zupełnie niespodziewany sposób (tanie bilety lotnicze to bardzo dobry argument przy spontanicznych wyjazdach) rozpoczniemy nasz sezon wycieczkowy już w styczniu i to dodatkowo we Włoszech, które przecież w kwietniu zeszłego już roku pokochałam od pierwszego wejrzenia. I dzisiaj właśnie znowu do nich powrócę, tym razem w najbardziej odwlekanej przeze mnie opowieści o Florencji- stolicy pięknej Toskanii. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...