Nadeszła wiekopomna chwila. Porzuciliśmy nasze piękne Beskidy i Małopolskę, żeby na weekend przenieść się w magiczną krainę Sudetów. Była to nasza pierwsza wspólna wyprawa w te rejony, toteż ustalenie planu wycieczki nie należało do najprostszych zadań. Zdecydowanie zbyt dużo jest tutaj szczytów Korony Gór Polski do zdobycia i innych niesamowitych miejsc do zobaczenia. Kilka ładnych dni spędziłam na ustalaniu trasy wycieczki, bowiem pierwszy raz miałam samodzielnie wybrać, co takiego obejrzymy. Zwykle ustalamy takie rzeczy razem, dlatego trochę się stresowałam, czy Tomaszowi się spodoba. Nie narzekał zbyt wiele, więc chyba nie było tak źle. ;) Na pierwszy ogień, w sobotni poranek (powiedzmy, że poranek, bo niestety na szlaku stawiliśmy się dopiero o 11) poszły Góry Sowie z ich największym szczytem - Wielką Sową. ;)
Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy od pozostawienia samochodu na parkingu pod sztolniami walimskimi, do których również zamierzaliśmy się wybrać. Niestety, akurat grupa właśnie rozpoczęła zwiedzanie, więc musielibyśmy czekać co najmniej pół godziny, dlatego też postanowiliśmy najpierw zdobyć szczyt, a sztolnie dopiero później. Tak też zrobiliśmy i skierowaliśmy nasze kroki w stronę centrum wsi Walim, gdzie weszliśmy na żółty szlak, którym zamierzaliśmy zdobyć czekającą na nas Wielką Sowę. Początkowo wiódł on zwykłą drogą asfaltową wśród zabudowań, ale dość szybko zmienił się w żwirową drogę, a później już leśną. Poza nami szła nim jedynie grupka trzech facetów, ale dość szybko się zgubili. ;)
smutny widok na początku szlaku. ciekawe jaką miał historię ten miś. |
Droga wiodła głównie pod górę (jak to zwykle ma miejsce przy wchodzeniu na górę) i nie byłaby zbyt męcząca, gdyby nie warunki pogodowe. Wyraźnie czuło się wiszącą w powietrzu burzę, było duszo i parno, chwilami w lesie dość ciężko się oddychało, bo nie było żadnego przewiewu. Taka droga utrzymywała się mniej więcej do szczytu Małej Sowy, gdzie wychodziło się na obszar niezalesiony i wiatr przyjemnie nas tutaj chwilami otulał. Żółty szlak dość często przeplatał się ze szlakami rowerowymi, także spotykaliśmy znacznie więcej rowerzystów niż wędrowców używających dwóch nóg, a nie kółek. ;)
Dopiero z Małej Sowy zaczyna być widoczny najwyższy szczyt Gór Sowich, z charakterystyczną wieżą widokową i masztem telekomunikacyjnym. Niestety, widoczny jest również niezwykle zniszczony drzewostan, nieco przypominający nam ten znajdujący się na drodze na Turbacz. Niby ładnie wygląda na zdjęciach, ale raczej nie o to chodzi. Z Małej Sowy dochodzi się na Rozdroże między Sowami, gdzie przyłącza się szlak niebieski, na którym zdecydowanie większy ruch panował. Tłoku jeszcze nie było, ale gwar zrobił się nieco większy. Na szczyt jest stąd mniej więcej kwadrans, który pokonuje się szybko i przyjemnie.
na horyzoncie wreszcie Wielka Sowa - po prawie stronie wieża widokowa. :) |
Największą atrakcją Wielkiej Sowy niewątpliwie jest wieża znajdująca się na jej szczycie. Jej uroczyste otwarcie odbyło się w 1906 roku i nadano jej wówczas imię Otto von Bismarcka, zaś od roku 1981 nosi imię Mieczysława Orłowicza. Trzeba przyznać, że naprawdę robi niesamowite wrażenie, aczkolwiek cały teren dookoła niej również jest rewelacyjnie przystosowany pod turystów. Takiej ilości drewnianych ławek, wiat i koszy na śmieci chyba jeszcze w żadnym innym miejscu nie widziałam. Aż przyjemnie tutaj odpoczywać. :)
Przede wszystkim wieża jest jednak przepięknym punktem widokowym, skąd widać całą okolicę. Niestety, my akurat trafiliśmy na moment, gdy widoczność była dość kiepska, chociaż Ślężę spokojnie dało się zaobserwować. Przyznam szczerze, że był to jedyny szczyt, który byliśmy w stanie rozróżnić, bowiem w tym miejscu wyszła na jaw nasza niewiedza na temat okolicy. Niemniej i tak się zachwycaliśmy tym co widzieliśmy. :)
Zachwyceni widokami, nabrawszy nowych sił, ruszyliśmy raźno przed siebie, aby czerwonym szlakiem zejść do schroniska Sowa. Nie zabawiliśmy tutaj za długo, nabyliśmy jedynie pocztówkę, bo powoli zaczynał nas gonić czas. Plan dnia był bowiem dość napięty, trochę jeszcze zamierzaliśmy zobaczyć. Pośpiech nie przeszkadzał nam jednak w podziwianiu okolicy, a także witaniu się z tłumem turystów zmierzających na szczyt. Czerwony szlak był o wiele popularniejszy od naszego żółtego. ;)ostatni rzut oka na przepiękną wieżę. :) |
schronisko Sowa. |
dwujęzyczne tablice najbardziej mnie zaskoczyły. |
schronisko Orzeł. |
Podsumowując, cała trasa zajęła nam nieco ponad trzy godziny, w trakcie których zrobiliśmy prawie dwanaście kilometrów. Muszę przyznać, że Wielka Sowa jest naprawdę bardzo wdzięcznym szczytem i jak na pierwszy nasz wspólny w Sudetach, sprawdziła się doskonale. Mogłoby być jedynie ciut chłodniej, ale nie ma co narzekać. Kolejny szczyt Korony Gór Polski za nami, powoli zbliżamy się do półmetka. ;)
obowiązkowe selfie na szczycie, w tle Ślęża. :) |
My też tam byliśmy parę lat temu, piękne miejsce! :)
OdpowiedzUsuńZanosiło się na burzę, a tu prosze, jakie niebo! ;) Sudety są magiczne, kieeeedyś byłam, chociaż bardzo dawno, jako dziecko i niewiele pamiętam. Ale tato zawsze lubił góry, a więc nas zabierał... No widzisz, to i rowerzyści mają tam dla siebie miejsce ;) bardzo malownicze krajobrazy na zdjęciach.
OdpowiedzUsuńUdanego wyjazdu. :)))
OdpowiedzUsuńZapraszam na recenzje filmu → klik! ^^
Sudety są bajkowe. Czytałam Twoją relację i odświeżały się moje wspomnienia.
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym tam powrócić.
Selfie przeurocze.
Pozdrawiam serdecznie:)*
Ja nie przepadam za górami, nie rozumiem dlaczego, z mojej rodziny każdy je kocha tylko nie ja, chyba się odrodziłem z tej rodziny haha! :)
OdpowiedzUsuńleciak.blogspot.com
Niestety nigdy nie byłam w Sudetach, ale zdjęcia jak zawsze wspaniałe i te widoki - extra!
OdpowiedzUsuńPo odwiedzeniu Twojego bloga zawsze zaczynam intensywniej myśleć o podróżach, a tymczasem na urlop będę musiała jeszcze trochę poczekać;)
Wieża faktycznie przepiękna, choć i ta drewniana sowa śliczna :) Gratuluję zdobycia kolejnego szczytu!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jaką historię przedstawiał ten miś... coś mi się wydaje, że to nie była zbyt szczęśliwa historia.
Piekne miejsce. Polskie gory sa piekne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://dookola-swiata-w-jeden-dzien.blogspot.ch/
Madusiu jak zwykle robisz mi smaka na Polskie Góry. Musze przekonać kogoś i wreszcie tam pojechać, ale to jak skończę praktyki i zawiozę papiery na uczelnię :) Zdjęcia jak zwykle przepiękne i na pierwszy rzut oka myślałam, ze jesteś we Włoszech ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam ^^
Piękne zdjęcia, w sierpniu jadę w góry, aż nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy tygodnik
Stylizacje, moda, uroda
Prześliczne miejsce i mimo,że nie lubię gór-a dokładniej moja kondycja ich nie lubi,chętnie bym tam pojechała. Pozdrawiam cieplutko i w wolnej chwili zapraszam
OdpowiedzUsuńwww.pomyslowa-wiki.blogspot.com
Na tym szczycie nie byłam, chociaż Sudety odwiedzałam kilkakrotnie. :) Miło jest poczytać o górskich wyprawach i pooglądać takie piękne widoki. Faktycznie, ta wieża jest bardzo charakterystyczna, pewnie nawet z daleka można odróżnić ten szczyt.
OdpowiedzUsuńOch, biedny miś. Piękne widoki, choć ja osobiście nie przepadam za chodzeniem po górach. :)
OdpowiedzUsuńWidoki zachęcające, ale w moim przypadku kondycja potrafi jednak sprowadzić na ziemię i prawda jest taka, że zbyt się męczę w górach ;)
OdpowiedzUsuń2ndhstyle.blogspot.com
Tak patrząc po zdjęciach, to tam byłam. Z klasą. Z rok temu. Nie wspominam dobrze, bo ledwo wyszliśmy z pociągu po całonocnej podróży, to zostawiliśmy walizy dosłownie w przedsionku hostelu i ruszyliśmy w szarżę przeciw wzniesieniom.
OdpowiedzUsuńJak tak duszno, to nie dziwię się, ze mogło być ciężkawo. To chyba najgorsze- duchota. Na zimno można się ubrać (w każdym razie nasze, może nie syberyjskie), na taką pogodę nie ma łatwej rady
Opowiastki Prawdziwe (klik)
Nigdy tam nie byłam, ale zdjęcia są świetne. Na pewno miło spędzony czas.
OdpowiedzUsuńhttp://odbicie-lustra.blogspot.com/
Piękne widoki! :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie byliśmy w Sudetach, ale widać, że warto, bo widoki naprawdę przepiękne :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za takimi wycieczkami. Dobrze ze tobie się udała. http://przestrzen-piekna.blogspot.com
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie wycieczki i życzę ci powodzenia w dalszym zwiedzaniu.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: Sue McClaw
Przepiękne widoki :)
OdpowiedzUsuńach coś wspaniałego:D
OdpowiedzUsuńSudety także w tym roku odwiedziłam, choć tę bardziej popularną ich część, a w sumie szkoda,bo mniej stłoczone miejsca mają w sobie dużo więcej magii...
OdpowiedzUsuńPiękne, dzikie widoki...
aż chce sie tam pojechać :)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, mikrouszkodzenia.blogspot.com
Widoki są wspaniałe, po zdjęciach da się zauważyć, że było cudownie. :) Ładne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńFajne widoczki :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Za każdym razem jak odwiedzam Twojego bloga to w głowie mam tylko "Boże, dlaczego ja jestem teraz w domu a nie zwiedzam czegoś'
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia :)
vanillia96.blogspot.com
Dla takich widoków warto się poświęcić i tyle iść:)
OdpowiedzUsuńŚlicznie wyglądacie:*
"Najdłuższa wieś" - dobrze wiem o czym mowa. Tyle, że ja miałam takie wrażenie, gdy byłam w Beskidzie Żywieckim szłam ze schroniska Rysianka na dworzec kolejowy w Węgierskiej Górce ( i to z dużym plecakiem!) chyba z 4 godziny ;)
OdpowiedzUsuńA Wielka Sowa wygląda tak... przyjaźnie. Muszę pokazać Twoją relację mojemu chłopakowi, który ma lęk wysokości - chyba da się kiedyś przekonać na tę wycieczkę ;)
Byłam w zeszłym tygodniu, wchodziłam czerwonym szlakiem na Wielką Sowę, widoki wspaniałe ^^
OdpowiedzUsuń