Strasznie kiepski ten styczeń jest pod względem zdrowotnym - Tomasz znowu chory, Nataszka znowu dostała krwotoków i przez dwa kolejne tygodnie męczymy się ze strzykawkami. Na razie jednak poprawy brak, co nie wróży dobrze na przyszłość, bo jedyne co zostało to operacja. ;/ Z rzeczy zaś weselszych będziemy się za kilka tygodni przeprowadzać, ja szukam pracy i ogólnie myślę co by tutaj dalej w życiu robić. I w ramach tego ogarniania się przygotowałam wreszcie podróżniczą opowieść, bo w tym temacie zdecydowanie się opuściłam. Dzisiaj jednak chcę Was zabrać na przepiękną wędrówkę w Karkonoszach, gdzie zdobywaliśmy nasz kolejny szczyt z Korony Gór Polski - majestatyczną Śnieżkę (1602 m.n.p.m.). :)
W połowie sierpnia zeszłego roku, dzień po powrocie z Hiszpanii, wyruszyliśmy ku Sudetom, żeby trochę pohasać po górach. Na pierwszy ogień poszła magiczna Ślęża, następnego zaś poranka pojechaliśmy do Karpacza, by obok kościółka Wang rozpocząć naszą wędrówkę na królową Karkonoszy i Sudetów, czyli właśnie Śnieżkę. Dzień zapowiadał się niezwykle pogodnie i kilkanaście kilometrów trasy raczej nas nie przerażało. Specjalnie wybraliśmy taką najbardziej widokową drogę, żeby pozachwycać się okolicą. :)
Początek trasy niebieskim szlakiem nie był wymagający, wiódł praktycznie cały czas kamienną drogą i niemalże płaską drogą. Widoczki od samego początku były piękne, ponieważ już po kilku minutach na horyzoncie pojawiła się Śnieżka. Wyglądała naprawdę cudownie i ciężko było uwierzyć, że mamy do niej zaledwie kilkanaście kilometrów wielkim łukiem. ;)
Początek trasy niebieskim szlakiem nie był wymagający, wiódł praktycznie cały czas kamienną drogą i niemalże płaską drogą. Widoczki od samego początku były piękne, ponieważ już po kilku minutach na horyzoncie pojawiła się Śnieżka. Wyglądała naprawdę cudownie i ciężko było uwierzyć, że mamy do niej zaledwie kilkanaście kilometrów wielkim łukiem. ;)
Droga do Polany w Karkonoszach (1072 m.n.p.m.) bardzo szybko nam zeszła, wymijaliśmy większość grup, bo jak się okazało, ten szlak należał do naprawdę mocno uczęszczanych. Dopiero na tej części szlaku wiodącej do schroniska Samotnia zrobiło się nieco luźniej. Pogorszyła się też pogoda, bo niebo zasnuły chmury i zaczęło lekko kropić. Przez to nieco spadły walory estetyczne okolicy, ale i tak nadal było pięknie. Tylko na zdjęciach średnio to widać, bo kontrast z chmurami był zdecydowanie zbyt duży. ;/
Po dość szybkim marszu dotarliśmy do zdecydowanie jednego z piękniej położonych schronisk górskich - Samotni. Okolica tutaj była absolutnie przecudowna, a Mały Staw podbił moje serduszko od pierwszego wejrzenia. Zasiedliśmy tutaj przed schroniskiem na krótkie drugie śniadanie i zachwycaliśmy się pięknem otaczającej nas natury. Samo schronisko świetnie komponuje się z okolicą i naprawdę robi ogromne wrażenie. Aż żałowałam, że w tak kiepskich warunkach tutaj dotarliśmy, bo z przyjemnością posiedziałabym sobie dłużej, ale ciężko rozkoszować się i zachwycać widokami, gdy wiatr smaga ci twarz, a co kilka chwil zaczyna padać deszcz. Mimo tego - i tak mi się tutaj szalenie podobało. :)
Najedzeni ruszyliśmy dalej, ku następnemu schronisku - którym jest Strzecha Akademicka. Fragment szlaku między nimi był już ciut bardziej wymagający, bo droga wiodła głównie pod górę i trzeba było się nieco namęczyć. ;) Ale i tak było to nic w porównaniu do tego, co czekało nas dalej. ;)
W tym schronisku nie zatrzymywaliśmy się zbyt długo, jedynie nabyliśmy kartkę, żeby przybić na niej pieczątkę. ;) Fajnie za to prezentowały się widoki na okolicę, bo wreszcie u naszych stóp rozpościerały się okoliczne miasteczka. Niezłe wrażenie robił też hotel Gołębiewski w Karpaczu, który dzięki swojej wielkości widoczny jest pewnie i z kosmosu. ;p
Od Strzechy szlak zaczął iść granią, dzięki czemu przez cały czas były oszałamiające widoki. Szło się znów kamienną drogą, więc zupełnie nie czuło się żadnych trudów wędrówki, była ona wręcz bardzo przyjemna, mimo iż mieliśmy już w nogach kilka kilometrów. ;) W pewnym momencie pojawiła się przed nami dumna królowa tej okolicy i już cały czas była widoczna, kusząc nas swym pięknym kształtem. ;) Aż ciężko było uwierzyć, że za kilkadziesiąt minut będziemy na jej szczycie. ;)
Ten fragment wspinaczki zdecydowanie dawał w kość - w ciągu zaledwie kilometra przemieszczaliśmy się dwieście metrów w górę. Przyznam szczerze, że miałam naprawdę dość i chwilami byłam gotowa po prostu siąść i nie ruszać się dalej. Bo też i ten kawałek nie był przyjemny, pomijam już jego trudność, ale wspinanie się w takim tłumie i gęsiego jest beznadziejne. Co chwilę ktoś cię pcha, przepycha, szturcha, wymija, zatrzymuje się bez słowa, gubi klapka (bo też i takie gwiazdy wchodziły - w klapkach, szpilkach, z małymi pieskami czy płaczącymi dziećmi, które jęczały, że nie wejdą dalej). Koszmar z moich najgorszych snów, dlatego na górze byłam totalnie wykończona.
Schodząc mijaliśmy bardzo wielu ludzi, którzy wybrali właśnie ten szlak jako ten prowadzący na Śnieżkę. Może i był krótszy od tej naszej drogi, ale zdecydowanie trudniejszy. Dominowały tutaj schody i dość ciężkie podejścia, dlatego w pełni rozumiałam cierpiące spojrzenia większości osób. A przed nimi jeszcze było najgorsze. ;) Zejście zaś nie było trudne, chociaż chwilami było dość ślisko i ciężko było złapać przyczepność. Ale schodziło się baaardzo szybko. ;)
Najnudniejsze było oczywiście dotarcie do miasta i przejście już normalnie asfaltem znów pod kościółek Wang. Tutaj trochę nas zawiodły obliczenia, bo prawie dwa kilometry tak tuptaliśmy, a naprawdę już mieliśmy dość. ;) Łącznie wyszło nam niecałe dwadzieścia kilometrów w ciągu pięciu i pół godziny, co w sumie było całkiem niezłym osiągnięciem. :) Generalnie bardzo się cieszyliśmy, że udało nam się zdobyć królową Karkonoszy, która była też naszym dwunastym szczytem z dwudziestu ośmiu należących do Korony Gór Polski. Już prawie połowa za nami! ;p
Tuż u jej stóp mieści się Dom Śląski, gdzie łączy się kilka innych szlaków, w tym także prowadzących z Czech. Na stokach Śnieżki doskonale widoczny jest szlak prowadzący na górę i widząc go z daleka myślałam, że są tam takie kolejki jak na Giewont w środku sezonu. Zaskoczyło mnie to, bo w sumie na szlaku nie mijaliśmy tutaj zbyt wielu ludzi, musieli dołączyć na tych innych. Na szczęście okazało się, że nie była to kolejka, chociaż ludzie wchodzili gęsiego, przez co komfort wspinaczki zdecydowanie się zmniejszał.
najtrudniejszy moment. |
Na szczycie zrobiliśmy obowiązkową foteczkę przy znaku z nazwą, a później rozsiedliśmy się na trawce z pięknym widoczkiem, jak widać powyżej. Próbowałam zdobyć w schronisku kartkę pocztową, ale niestety żadnych nie było, więc pokusiłam się na specjalny dyplom dla zdobywców. Szalenie mi się to spodobało, bo wszyscy przede mną brali dla swoich dzieci i tak bardzo poważnie podawali imiona i nazwiska, a ja poprosiłam o dyplom dla Madzi i Tomcia. ;p I tak oto mamy fajną pamiątkę. ;) Tutaj też spokojnie (w miarę ;p) zjedliśmy kolejne kanapeczki i zaczęliśmy powoli zbierać się do zejścia. Planowaliśmy oczywiście pętelkę, dlatego droga powrotna miała wieść czerwonym szlakiem. ;)
wejście na czerwony szlak. |
Najnudniejsze było oczywiście dotarcie do miasta i przejście już normalnie asfaltem znów pod kościółek Wang. Tutaj trochę nas zawiodły obliczenia, bo prawie dwa kilometry tak tuptaliśmy, a naprawdę już mieliśmy dość. ;) Łącznie wyszło nam niecałe dwadzieścia kilometrów w ciągu pięciu i pół godziny, co w sumie było całkiem niezłym osiągnięciem. :) Generalnie bardzo się cieszyliśmy, że udało nam się zdobyć królową Karkonoszy, która była też naszym dwunastym szczytem z dwudziestu ośmiu należących do Korony Gór Polski. Już prawie połowa za nami! ;p
~~Madusia.
Wspaniała wycieczka, chociaż długa i trochę męcząca. Widoki za to były cudowne. Warto było tam pójść, mimo iż pogoda trochę nie sprzyjała, ale w sumie nie było źle. Ja dodarłam jedynie do świątyni Wang. Życzę znalezienia ciekawej dla Ciebie pracy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAle super wyprawa :D
OdpowiedzUsuńPiekne są te nasze góry, chociaz ja preferuję Bieszczady. Mam jakis sentyment i regularnie tam wracam. Nas póki co choroby omijają. Co prawda kilka dni było zwiastujacych cos powazniejszego, ale na szczescie przeszlo;) zdrowia!
OdpowiedzUsuńSuper wycieczka! Uwielbiam chodzic po górach!
OdpowiedzUsuńWspaniała wycieczka. :) Ja jakoś nie przepadam za chodzeniem po górach choć widoki zawsze są wspaniałe. :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia:D
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam wspinać się po górach, ale kręgosłup mi nawala więc ostre podejścia już nie dla mnie. Nigdy nie byłam na Śnieżce. Jak oceniasz wejście na górę. Czy jest bardzo trudne i wymaga dobrej kondycji? Jak długo trzeba maszerować?
OdpowiedzUsuńKrólewna Śnieżka bardzo mi się podoba:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Dziękuję za wspaniałą wycieczkę w Świątyni Vang byłam krajobrazy wspaniale a zdjęcie ostatnie to rewelacja (ładnie Wam razem)serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW klapkach / szpilkach po górach - chyba bym padła, jakbym kogoś takiego zobaczyła;)
OdpowiedzUsuńPiękne widoki mieliście, a ogólnie jestem pod wrażeniem - zdobyliście już tak wiele szczytów.
pozdrawiam:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny post :) Sama weszłam na Śnieżkę i jestem z tego bardzo zadowolona, widoki przepiękne :)
OdpowiedzUsuńhttp://juliettandjulie.blogspot.com/
Przepiękny jest nasz kraj i oczywiście góry. Twoja relacja i zdjęcia są fantastyczne. Klapki i szpileczki to normalność w naszych górach.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
oj jak ja dawno nie byłam w górach
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie byłam na Śnieżce - trzeba się będzie wybrać ;) Jakoś tak się stało, że zawsze szłam w odwrotnym kierunku niż Wy - może czas pójść inaczej ;)
OdpowiedzUsuńRaz szłam też górą nad kotłem Małego Stawu i widziałam Samotnię z góry - super widok, polecam :)
Ja też dawno nie byłam w górach, może latem się w końcu wybiorę :D
OdpowiedzUsuńmi się śnieżka marzy do zdobycia jeszcze tam nie byłam. :D
OdpowiedzUsuńAle cudowne widoki! Po prostu marzenie :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post, obserwuję! :)
I kolejne wspaniale wrazenia :) :)
OdpowiedzUsuńJejku, ja Babią Górę kojarzę zawsze z czasami mojej podstawówki.
OdpowiedzUsuńDwukrotnie jechałam w okolice na obóz taneczny. I dwukrotnie odwiedzałam okoliczne muzeum parku narodowego. Niestety, na górę nigdy nie weszliśmy i zawsze jawiła mi się jako straszne, bardzo wysokie i niebezpieczne miejsce XD
Uwielbiam góry <3
OdpowiedzUsuńHej! Pierwszy raz jestem na Twoim blogu i bardzo mi się spodobał! Patrząc na pierwszy rzut oka widzimy przepiękne zdjęcia! Niestety styczeń dla mnie też nie jest za ciekawy dopadła mnie grypa, ale oglądając Twoje zdjęcia o wiele mi lepiej! Są śliczne! Sama kocham zwiedzać góry, muszę się przyznać, że na Śnieżce jeszcze nie była. Pozdrawiam! :)) dreamerworldfototravel.blogspot.com
OdpowiedzUsuńwszyscy teraz chorują :<
OdpowiedzUsuńa zdjecia boskie ! :)
Pozdrawiam i życzę cudownego weekendu :)
ANRU,
mnóstwo pięknych zdjęć, lubię czytać takie wpisy, bo choć sama nie mam okazji pozwiedzać, to chociaż pooglądam innych relacje :)
OdpowiedzUsuńKisses, Patt
http://dressupwithpatt.blogspot.com/
Matko jak zazdroszczę widoków :) Piękne zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam podróże w góry i często tam bywam jak mam tylko okazję, wspinaczki na szczyty sa bardzo męczące ale te widoki wynagradzają cały trud! Jak oglądam twoje zdjęcia to zatęskniłam do tych widoków :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Śliczne widoczki! ;)
OdpowiedzUsuńmój blog
Warto było się zmęczyć trasą, żeby podziwiać takie widoki. Aaale jak ktoś lubi podróże to i taka trasa jest jak przyjemny spacer, tylko szkoda, że pogoda nie jest na zamówienie i nie spisała się wam najlepiej.
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia, ogarnijcie te choróbska jak najszybciej! ;>
Dwanaście szczytów, nieźle! Byłam na Śnieżce kilka razy, dlatego poznaję część tych miejsc. Co prawda jakoś nigdy nie miałam okazji wdrapać się o własnych siłach od samego początku i wjeżdżałam wyciągiem na Kopę. Będę chciała na pewno to kiedyś nadrobić i zdobyć ten szczyt. Widoki ze Śnieżki są bardzo ładne. Pamiętam jednak te tłumy ludzi za każdym razem. Brrr.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, zapomniałam napisać pod poprzednim postem. Świetnie, że Wasze zdrowie już lepiej! Trzymam kciuki, żebyście w pełni wyzdrowieli. Całą trójką :)
Jaka długa wyprawa - wow! Niesamowite. :)
OdpowiedzUsuńSuper przygoda.
Pozdrawiam Kochana
Birginsen