Ostatnie dni nie były łatwe, a od wczoraj jest jeszcze gorzej. Nasza świnka Nataszka wylądowała u weterynarza i została tam na noc, a dopiero za kilka godzin będziemy wiedzieli co jej się dzieje. Jeśli nie jest strasznie źle to będzie to tylko infekcja, jeśli będzie źle to kamień i czeka ją operacja. W ramach wsparcia dla Nataszki u weterynarza została też nasza druga świnka Kluska i strasznie smutno i cicho zrobiło się nam w mieszkaniu. Szczególnie dało się to odczuć rano, gdy robiłam Tomaszowi śniadanie do pracy i nikt się nie darł, gdy otwierałam lodówkę. A uwierzcie, Kluska drzeć się potrafi jak wyczuwa potencjalną możliwość zjedzenia czegoś dobrego. ;) Dobrze, że nie gustuje w tym co my, bo mielibyśmy wczoraj ogromne wyrzuty sumienia, ponieważ wracając od weterynarza postanowiliśmy skorzystać z okazji, że jesteśmy w centrum Krakowa i wybrać się na jakiś szybki obiad. A że ostatnio czytałam o pewnej knajpie, to nie wahaliśmy się długo i skierowaliśmy nasze kroki w stronę ulicy Dolnych Młynów i miejsca o nazwie
Mr.Pancake Kraków / Bifor. I powiem Wam, że była to naprawdę dobra decyzja i jedyny jasny punkt wczorajszego dnia. :)
Już po samej nazwie miejsca można się domyślić, że króluje tutaj kuchnia amerykańska i tamtejsze naleśniki, swojsko nazywane przez nas pankejkami. Jako że pod pewnymi względami jestem upośledzona kulinarnie, to polski naleśnik w życiu mi nie wyszedł, zaś pankejki już tak. Ale po wizycie tutaj okazało się, że moje twory to właściwie potwory i są zdecydowanie bardzo ubogim krewnym tych serwowanych na Dolnych Młynów. ;)
Wnętrze knajpy jest bardzo przyjemne, urządzone w stylu nowoczesnym, który ostatnio dominuje w większości nowych miejsc tego typu, ale mnie osobiście zupełnie to nie przeszkadza. Byliśmy tutaj po godzinie czternastej, więc poza nami było niewiele osób, raptem trzy stoliki były zajęte, w tym jeden przez studentów prawa zawzięcie powtarzających gospodarcze i handlowe. ;)
Siedliśmy sobie przy wysokim stoliku na wysokich krzesełkach (bo z powodu mojego wzrostu od zawsze mam słabość do barowych krzeseł i jak tylko mam okazję, to się na nich rozsiadam), ale normalne stoliki, krzesła i kanapy też są. Do wyboru, do koloru. ;)
Przychodząc tutaj już właściwie wiedzieliśmy na co mamy chęć, bo na stronie można sobie spokojnie przejrzeć menu. Które tak nawiasem nosi obecnie nazwę "fuck winter" i faktycznie takie jest. ;p Dominuje wszystko to, co kojarzy nam się z zimą - czekolada, bita śmietana i duuużo kalorii. I to właśnie lubimy, mimo wszechpanującej mody na bycie fit, pro i w ogóle. Każdy czasem lubi sobie wsunąć takiego pankejka ze sporą ilością dodatków. Myśmy też na takiego postawili, bo zamówione przez nas cudo miało dużo solonego karmelu, precelki, orzeszki, lody, Snickersa i krem czekoladowy z masłem orzechowym. To wszystko w cenie 26 zł, a że akurat był to wtorek to w ramach dziennej promocji (od poniedziałku do piątku jest inna, a każda fajna, sprawdźcie sobie) do każdego pankejka można było wziąć sobie za 10 zł gorącą czekoladę. Oczywiście nie omieszkaliśmy spróbować i zamówiliśmy do kompletu czekoladę z Nutellą, kremem Oreo i bitą śmietaną. Jak "fuck winter" to po całości, a co! ;p
Zamówiliśmy przy barze i czekolada miała być do odbioru za kilka chwil, zaś na gwiazdę miejsca musieliśmy chwilę poczekać, a jej nadejście miał nam zwiastować brzęczący krążek, który dostaliśmy do stolika (a który przyprawił nas prawie o zawał ;p). Siedząc przy naszym stoliku było widać jak pan barman przygotowywał czekoladę. I sam ten proces już sprawiał, że nie mogliśmy się jej doczekać. I nagle pojawiła się - w wielkim słoiku po Nutelli, z ogromną czapą z bitej śmietany obsypaną kolorową posypką. Wyglądała pięknie, aż żal było jej próbować. Po tych kilku sekundach, gdy ten żal odczuwaliśmy, bo szybko nam przeszedł, zatopiliśmy się w konsumpcji. Pyszniejszej nie piliśmy, serio. Jak stwierdził Tomasz, była to "nutella wymieszana z oreo", czyli obecnie dwa jego ulubione smaki. I faktycznie tak właśnie smakowała. Była absolutnie fantastyczna, gorąca, rozgrzewająca i totalnie słodka. I gdy tak się nią rozkoszowaliśmy, na czerwono zabipczał nam krążek i można było iść po pankejki. ;)
|
napój bogów. ;) |
Dawno nie widziałam Tomasza z takim skupieniem niosącego cokolwiek do stolika. Z daleka porcja robiła wrażenie, z bliska było nawet jeszcze lepiej. Trochę się zastanawialiśmy czy jedna porcja dla dwojga to dobry wybór, ale okazało się, że tak, bo dwóch byśmy nie przejedli. Dostajemy bowiem na talerzu pięć puszystych pankejków z mnóstwem dodatków, o których pisałam już powyżej. Wszystko dosłownie rozpływa się w ustach i fajnie się ze sobą komponuje. Tutaj już tak strasznie słodko nie było, bo jednak precelki, orzeszki i solony karmel fajnie ją przełamywały. Była to prawdziwa uczta i dosłowne "fuck diet", które znajdowało się na małej fladze wetkniętej na czubek tej mini góry pankejków. I powiem Wam, że tak się tym najedliśmy, że po powrocie do domu musieliśmy koniecznie uciąć sobie drzemkę (jedni krótszą, drudzy dłuższą) i w sumie nie zjedliśmy tego dnia nic więcej (dobra, poza jajkiem sadzonym i śledziem około 22 ;p).
|
omnomnom. |
|
w połowie dekonstrukcji talerza. |
|
krajobraz po bitwie. |
Powiem tak: jeśli kiedyś będziecie w okolicy, pogoda będzie brzydka (a w Krakowie teraz brzydko będzie pewnie aż do kwietnia), będzie Wam smutno, źle i w ogóle beznadziejnie, będziecie potrzebować czegoś na poprawę humoru albo po prostu będziecie mieli ochotę na coś pysznego, idźcie na Dolnych Młynów 10 i zjedzcie pankejka z gorącą czekoladą. Nie ma się co przejmować kaloriami, każdemu czasem się należy odrobina szaleństwa. Polecam z całego serduszka! :)
|
niepozorne miejsce, a takie pyszności czają się za drzwiami. |
~~Madusia.
Aż mam ochotę tam pójść zjeść :)
OdpowiedzUsuńWygląda bajecznie! Jak będę kiedyś w okolicy to muszę koniecznie się tam wybrać.
OdpowiedzUsuńZdrówka dla świnki!
Kocham naleśniki! Gdy będziemy w Krakowie to na pewno tam wpadniemy:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Nataszy nic poważnego nie jest i wkrótce będzie z Wami w domu. Jak będę w Krakowie to pójdę z przyjemnością zjeść naleśniki. Pozdrawiam i dzięki za komentarz u mnie:)
OdpowiedzUsuńPamietam jak 2-3 lata temu otworzyli mr pancake w Warszawie i miałam na to wielki szal.:) teraz już tam nie chodzę.:D mam nadzieje, że ze świnka wszystko Ok!
OdpowiedzUsuńZdrówka dla świnki!
OdpowiedzUsuńCzekolada wygląda świetnie ;D
nie miałam okazji być mimo ze mieszkam niedaleko Krakowa, ale na studia mnie wywiało do innego województwa ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę cudownego tygodnia :)
ANRU,
Uwielbiam naleśniki amerykańskie, holenderskie. teraz wiem, że gdy tylko będę w Krakowie z przyjemnością swoje kroki skieruję na Dolne Młyny 10 Madusiu, mam nadzieję, że z Waszą świnką jest już wszystko w porządku. Życzę jej dużo zdrowia.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Uwielbiam ;) choc zawsze zjem tylko troszkę bo jak dla mnie jest to za słodkie i za duzo tego :)
OdpowiedzUsuńmniamm, super ;)
OdpowiedzUsuńomom był jadła tam co dzień:D
OdpowiedzUsuńpysznie wygląda <3
OdpowiedzUsuńwww.ladyagat.com
Trzymam kciuki za świnkę! <3
OdpowiedzUsuńJa nie dałabym rady przyjąć takiej ilości czekolady i słodkości. O wiele bardziej wolę naleśniki na słono lub te ze świeżymi owocami. Gdy byłam w październiku w Krakowie, też zatrzymałam się ze znajomymi na naleśnikach, ale w innym miejscu i też z przyjemnością się je jadło :)
malinowynotes.blogspot.com
Smaczny mniam post Krakow to moje ulubione miasto przy okazji zawitam do
OdpowiedzUsuńDolnych Młynów 10 serdecznie pozdrawiam
Hmmm, uświadomiłam sobie, że nigdy nie jadłam pankejka. Naleśniki ww wszelakich konfiguracjach i owszem, ale takiego grubego amerykańskiego pankejka to nigdy.
OdpowiedzUsuńOMG!
OdpowiedzUsuńAle narobiłaś mi smaka ! :)
Mmmniam!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na konkurs, super nagrody do wygrania!
nicoleotremba.blogspot.com/2016/11/wielki-konkurs-swiateczny.html
mniam mniam!
OdpowiedzUsuńPycha :D Świetny post!
OdpowiedzUsuńojoj zjadłabym teraz naleśniki, napewno gdy będę w okolicy wpadnę do tego czarującego miejsca :)
OdpowiedzUsuńniech Nataszka zdrowieje
Ale Wam dobrze, takie pyszności ooo :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i dużo zdrowia dla świnki.
Wygląda przepysznie :) I jako, że jestem chwilowo na diecie, naprawdę ciężko mi oglądać takie pyszności :D
OdpowiedzUsuńByłam raz w Mr. Pancake w Warszawie i chociaz wszystko pysznie wyglada i pyszne jest to chyba nawet połowy swojej porcji nie zjadłam ;o
OdpowiedzUsuńZdrowia swince :( :*
Jakoś nie przepadam za Krakowem i sama nie wiem dlaczego. Pozdrawiam jusinx.blogspot.com.
OdpowiedzUsuńwyglądają bardzo smakowicie ;)
OdpowiedzUsuńMuszę poszukać tej knajpki w Warszawie! Niech no tylko tam wejdę, to nawet siłą mnie stamtąd nie wyciągną! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Weronika z bloga http://platinumredhead.blogspot.com/
Polecam Manekina! Najlepsze naleśniki! <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie mieszkam nigdzie blisko dużego miasta. :(
OdpowiedzUsuńZnam tyle fajnych restauracji, a jakoś nie zapowiada się żebym jechała do Warszawy czy gdzieś indziej.
Co do jedzonka, to wygląda przepysznie. :D
Pozdrawiam ♥
http://kammage12.blogspot.com/
Wygląda bajecznie. :)
OdpowiedzUsuńchyba ta restauracja powstała po mojej przeprowadzce z Krakowa :< ale moze kiedys ja odwiedze przy okazji :)
OdpowiedzUsuńOmom. Ale smakołyki! Uwielbiam gorącą czekoladę, ale takiej w słoiku po Nutelli to jeszcze nie miałam okazji próbować. Do tego te naleśniczki. Mmm. Solony karmel. Kupiłaś mnie! Muszę tam zajrzeć jeśli będę w Krakowie. Muszę. No i "fuck winter" i "fuck diet" haha nieźle. Grunt to dobre hasła :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już lepiej u Nataszki :)
Nigdy nie byłam w mr. pancake :) Smakowicie wygląda!
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy cieplutko,
www.twinslife.pl (klik)♥
Madusiu,
OdpowiedzUsuńprzeczytałam Twój komentarz i aż mnie zmroziło. Musisz się otrząsnąć i wziąć w garść. Ty masz spore zadatki na depresję. Z tego tak łatwo się nie wychodzi. Wiem coś o tym. Ja to już przerabiałam. Powoli wracałam do świata normalności. W końcu lekarz wprost wymusił na moim Eryku abym zaczęła pisać bloga. Jaki mój blog jest doskonale wiem. Nie powinnam go prowadzić ale on jest mi bardzo potrzeby. Powinnam po męsku porozmawiać z twoim Ukochanym Tomaszem. Wybacz, rozryczałam się na samo wspomnienie.
Pa