Panująca za oknem pogoda zmusiła mnie do rewizji moich blogowych planów, bo jest tak szalenie paskudnie, że tęsknota za słońcem i ciepłem jest przeogromna. Od dwóch dni wychodzenie z domu to największy koszmar, jaki można sobie wymyślić w maju (no dobra, chociaż weekend majowy z opadami śniegu też plasuje się wysoko). Dzisiaj dotarłam do pracy przemoczona od pasa w dół, bowiem deszcz tak szalenie zacinał, że moje spodnie po ściągnięciu można było postawić w pionie, a parasol ani kurtka przeciwdeszczowa z kapturem nie były w stanie ich ochronić. Dobrze jednak, że w pracy znalazła się suszarka i pierwsze pół godziny spędziłyśmy w bliskim kontakcie. Najgorsze, że cały weekend ma być taki sam, więc najpewniej zalegniemy z Tomkiem i będziemy usiłowali się uczyć do sesji, co zapewne skończy się kolejną misją w Heroes of Might & Magic 3. ;)
A dzisiaj, na przekór pogodzie, powracam do słonecznych włoskich wspomnień i miejsca, które najbardziej mnie zaskoczyło. I to zarówno pogodą (bo zapowiadali praktycznie całodniowe opady, a słońce świeciło bardzo intensywnie przez cały czas) jak i niesamowitym klimatem. Tomek wiele razy zapewniał mnie, żebym się nie nastawiała za bardzo, bo Piza to w sumie tylko ta Krzywa Wieża i niewiele więcej, a do tego mnóstwo ludzi. Właściwie nie sposób się nie zgodzić z jego opinią, ale mimo tego, szalenie mi się tam podobało. Głównie dlatego, że cały teren otoczony jest murami, a wokół tych trzech budowli (katedra, baptysterium, wieża) rozciągają się ogromne zielone trawniki, na których w większości można sobie usiąść bądź też położyć się. Przykładowo właśnie tak:
Najbardziej jednak bawił mnie fakt lokalizacji już za murami, ale tuż przy bramie najbardziej chyba obleganego na świecie Mc'Donalda. Takich tłumów chyba nigdy wcześniej w maku nie widziałam, no może jedynie nocą na Szewskiej w Krakowie, gdy po imprezach łapie studentów gastrofaza. ;p
Z racji tego, że jak Tomek był w Pizie za pierwszym razem, to ze znajomymi kupili sobie kanapki na wynos i robili zdjęcia na tle wieży, postanowiliśmy nie być gorsi i zrobić to samo. ;) Zresztą, jedzenie frytek z widokiem na Krzywą Wieżę ma swój niepowtarzalny urok. Co zaskakujące, niewiele osób wpadało na ten sam pomysł, stąd niektórzy się na nas dziwnie chwilami patrzyli. Ale kto by się tam przejmował. ;)
Z racji tego, że jak Tomek był w Pizie za pierwszym razem, to ze znajomymi kupili sobie kanapki na wynos i robili zdjęcia na tle wieży, postanowiliśmy nie być gorsi i zrobić to samo. ;) Zresztą, jedzenie frytek z widokiem na Krzywą Wieżę ma swój niepowtarzalny urok. Co zaskakujące, niewiele osób wpadało na ten sam pomysł, stąd niektórzy się na nas dziwnie chwilami patrzyli. Ale kto by się tam przejmował. ;)
omnomnom- Madzia łakomczuszek. ;) |
W Pizie byliśmy tuż przed samym wylotem do domu, więc mieliśmy sporo czasu i trochę powłóczyliśmy się po mieście. Niewiele różniło się od innych włoskich miasteczek, podobny klimat, takie same wąskie uliczki, tłok tylko na głównej ulicy, a dalej już pustki- generalnie nic ciekawego. Podczas spaceru szukaliśmy jakieś przyjemnej knajpki, żeby móc napić się wreszcie kawy, bo zorientowaliśmy się, że przez cały pobyt nie wypiliśmy ani filiżanki (znaczy się raz próbowaliśmy, ale po złożeniu zamówienia i przyniesieniu go do stolika okazało się, że latte to niekoniecznie kawa z mlekiem, tylko samo mleko. ;p) A że bardzo ciepło było, to myśleliśmy o mrożonej kawusi, która koniec końców, okazała się najobrzydliwszą kawą, jaką w życiu piłam. To się nazywa pech.
po prawej najobrzydliwsza kawa świata. |
Największe jednak wrażenie zrobiła na mnie Krzywa Wieża, która naprawdę jest krzywa. Bardzo. Zresztą, po tym wyjeździe mam wrażenie, że Włosi naprawdę nie potrafią prosto budować, tam co chwilę jest coś krzywego. ;) Ale Wieża robi niesamowite wrażenie. I oczywiście ten tłum otaczających ją ludzi, którzy robią sobie obowiązkowe foty, jak podtrzymują ją, całują czy co tylko im przyjdzie do głowy. Mnie, oczywiście, też to nie ominęło i musiałam mieć zrobione takie zdjęcie, chociaż do moich ulubionych zdecydowanie nie należy.
duża Madzia ratuje Wieżę przed upadkiem. ;) |
Zdecydowanie bardziej wolę zdjęcia samej Wieży, która bez względu na ujęcie, prezentuje się równie wspaniale, chociaż do największych nie należy. Wyjątkowo postanowiliśmy się na nią nie wspinać, bo właściwie krajobraz dookoła niej nie należy do najbardziej zróżnicowanych, więc woleliśmy uniknąć rozczarowania. Wolałam przejść się wokół całego terenu i uchwycić piękno jej przechyłu z różnych stron. ;)
Spędziliśmy w tym oto pięknym otoczeniu kilka godzin, leżąc na trawie, czytając i rozmawiając o całym wyjeździe. Cały czas zaskakiwała mnie myśl, że jestem w jednym z najbardziej rozpoznawalnych miejsc na świecie, a mogę sobie tak spokojnie leżeć i niczym się nie przejmować i, co najważniejsze, nikt mi w tym nie przeszkadza, nikt po mnie nie chodzi. Ten spokój jest naprawdę niesamowity, tutaj tłum zupełnie nie przeszkadza, zwłaszcza, że w większości są to wycieczki zorganizowane, które tylko przebiegają chodnikiem, robią zdjęcia i idą dalej. Dzięki temu można naprawdę spokojnie odpocząć i nacieszyć się pięknem tego miejsca. Bo Krzywa Wieża jest naprawdę piękna. :)
~~Madusia.
U mnie równie paskudna pogoda! Mam już jej serdecznie dosyć... totalna porażka.
OdpowiedzUsuńJak zwykle widzę piękne zdjęcia! We wrześniu jadę do Włoch do przyjaciółki, już nie mogę się doczekać. Uwielbiam ten kraj :)
Pozdrawiam :*
Śliczne zdjęcia.Też chciałabym pojechać do Włoszech, zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńJuż miałam wyniki, piąteczka wpadła, czuję się świetnie z tego powodu! :-) hehe wiadomo, że krzywa, a takie zdjęcie z nią to już klasyk u wszystkich odwiedzających : ) cieplutko pozdrawiam! Pojechałoby się do Włoch!
OdpowiedzUsuń...ja bym chyba nieco inaczej wykorzystała taki wyjazd :) W końcu do McDonald'sa można pójśc i w Polsce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Co ja bym dała za wyjazd za granice ;)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę wyjazdu :)
OdpowiedzUsuńendrie-blog.blogspot.com
Byłem - magiczne miejsce! ; )
OdpowiedzUsuńzazdrosze :)
OdpowiedzUsuńzazdroszcze *
UsuńOd razu się cieplej zrobiło. Ja leżę w łóżku, niestety pogoda doprowadziła do tego, że przez gardło nie przejdzie mi ani jedno słowo. Zazdroszczę wycieczki, aż korci, żeby się samemu wybrać.
OdpowiedzUsuńhttp://meisterclif.blogspot.com/
a ja w takie dni biore ulubioną książkę kubek kawy i czytam :) też dobry sposób i nawet deszcz mi nie przeszkadza
OdpowiedzUsuńhttp://madame-violet.blogspot.com/
Zazdroszczę. Też z chęcią pojechałabym do Włoch. :) Deszczowa pogoda właściwie mi nie przeszkadza, pod warunkiem, że nie znajduję się na dworze, bo wtedy niszczy mi wszystkie plany i jestem cała przemoczona. No, ale fajnie byłoby wreszcie rzucić kurtkę i parasol, a przerzucić się na coś lekkiego.
OdpowiedzUsuńChętnie bym zaobserwowała, ale nie wiem gdzie. :c
Piza cudowna, jednak mnie bardziej zauroczyła Wenecja! (:
OdpowiedzUsuńzazdroszczę :> ładne zdjecia :)
OdpowiedzUsuńwww.allex096.blogspot.com :)
Cudowne miejsce! Muszę ci powiedzieć, że strasznie spodobał mi się twój blog, bardzo fajnie i lekko się czyta, aż chce się więcej. :) Będę tu wpadać czytać nowe posty, na pewno!
OdpowiedzUsuńPiza jest magiczna :)
OdpowiedzUsuńNEW POST www.rumeur-rose.blogspot.com
tu jeszcze nie byłam:)
OdpowiedzUsuń