Odkąd pamiętam, nigdy nie przepadałam za Warszawą. Zawsze tylko Kraków i
Kraków i chociaż od kilku lat mieszkam tam i studiuję, to chyba jeszcze bardziej uwielbiam to
miasto. Jednakże od jakiegoś czasu patrzę inaczej na Warszawę- coraz
bardziej zaczyna mi się podobać, niestety brakuje mi okazji (a i czasu
też), żeby pobyć w niej dłużej i moje wizyty zwykle trwają
kilka/kilkanaście godzin. Podobnie było ostatnim razem, gdy przed
wyjazdem do Rygi na TSR postanowiłam przyjechać kilka godzin wcześniej i
trochę znowu po niej połazić. Pogoda była idealna do spacerów (no może
ciut za gorąco, bo końcówka lipca jednak cechowała się szalejącym
słupkiem rtęci w termometrach) i pierwsze dwie godziny radośnie tuptałam
sobie po Starówce (bo Warszawa ma Starówkę, a Kraków Stary Rynek. ;p).
Najbardziej podobały mi się te fragmenty Starówki, gdzie praktycznie nie było turystów i związanego z nimi gwaru. Takie małe zaułki w każdym mieście zawsze mnie najbardziej pociągają. ;)
Jednak spacer w samo upalne południe był dość męczący, a i wczesna pobudka dawała się we znaki, więc szybko potuptałam na kawusię. Miał być Starbucks, skoro to Warszawa i powinno się choć trochę w niej polansować, ale ostatnio strasznie chodziła za mną mrożona karmelowa kawa w Maku, więc udałam się do niego. I nici z lansu, nie było check-in na fejsbuczku, ogólnie smutna trochę minka. Ale focia kawusi być musiała. Co prawda, przypomniało mi się o niej, gdy już prawie całą wypiłam, ale coś tam na dnie jednak jeszcze zostało. ;p
Jednak spacer w samo upalne południe był dość męczący, a i wczesna pobudka dawała się we znaki, więc szybko potuptałam na kawusię. Miał być Starbucks, skoro to Warszawa i powinno się choć trochę w niej polansować, ale ostatnio strasznie chodziła za mną mrożona karmelowa kawa w Maku, więc udałam się do niego. I nici z lansu, nie było check-in na fejsbuczku, ogólnie smutna trochę minka. Ale focia kawusi być musiała. Co prawda, przypomniało mi się o niej, gdy już prawie całą wypiłam, ale coś tam na dnie jednak jeszcze zostało. ;p
Pokrzepiona kawusią mogłam ruszyć na drugą część wycieczki po Warszawie, tym razem już w towarzystwie Oli- koleżanki ze studiów (która tak nawiasem mówiąc robi najpiękniejsze zdjęcia na świecie, polecam jej bloga). Zanim jednak się z nią spotkałam, musiałam po raz drugi dotrzeć na Starówkę i po drodze napotkałam jedną z fajniejszych ulic w Warszawie. Przynajmniej z nazwy:
A dzień naprawdę był przepiękny, Warszawa wprost promieniała subtelnym pięknem.
Ale po Starówce nie można przecież cały dzień łazić, trzeba rozszerzać swoją znajomość również na inne części Warszawy i w tym celu Ola zabrała mnie na Pragę. Niestety, powoli już gonił mnie czas, więc spacer nie był zbyt długi, zwłaszcza że później siadłyśmy jeszcze W oparach absurdu na piwie, a nawet na dwóch. I tak się na nim zasiedziałyśmy, że musiałyśmy szybciutko z Pragi dojechać na Dworzec Centralny (bo tam miałam w przechowalni plecak, gdyż jednak jego rozmiary nie pozwalały na spokojne i radosne zwiedzanie czegokolwiek), a później jeszcze musiałam się dostać na Dworzec Zachodni, skąd odjeżdżał nasz autokar do Rygi. Na szczęście wszystko się udało, łącznie z podróżą na gapę pociągiem z Centralnej na Zachodnią (gdzie w pociągu żałowałam, że nie jadę dalej, bo trafiłam do przedziału z bardzo pozytywnymi ludźmi i te pięć minut podróży było jednymi z bardziej zakręconych jakie spędziłam w pkp, wyłączając wszelkie podróże z i na Mazury, bo one jednak są poza wszelką konkurencją) i punktualnie o 19.00 wyruszyliśmy z Zachodniej na kolejną przygodę, którą niewątpliwie był The Tall Ships Races 2013. ;)
Jeszcze kilka fotek z Pragi (ale mało, bo wiem, że tam jeszcze wrócę i dopiero wtedy będę fociła naprawdę ;p).
praska kapela podwórkowa |
ten kontrast najbardziej mi się podobał |
ulica Brzeska |
W oparach absurdu (klimat krakowskiego Kazimierza) |
Planowałam jeszcze wybrać się do Warszawy w sierpniu, ale chyba jednak nic z tego nie wyjdzie. Chociaż znając moją spontaniczność, niczego nie można być do końca pewnym i może w przyszłym tygodniu jednak tam wyląduję. A jak nie w sierpniu, to na pewno w któryś weekend we wrześniu. Co się odwlecze... ;)
A jeszcze tak w wątku warszawskim, to dzisiaj jestem serduszkiem w Bukareszcie razem z Legią walczącą o prawo gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów. A ciałem w Częstochowie przez telewizorem w towarzystwie Wiśni w piwie. ;)/ i dziękuję pięknie za ponad 100 lajków na profilu, bardzo mi miło, że jesteście ze mną. ;*
Dziękuje za komentarz! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog i zdjęcia!!! :)
http://mademoisellejuliet.blogspot.com/